Must have dla specjalisty od content marketingu

Niezbędnik speca od contentu – 5 propozycji

Czego potrzebuje każdy szanujący siebie i swoją pracę specjalista ds. contentu? Przygotowałam listę 5 niezbędników, bez których ciężko byłoby przetrwać w tej branży choćby jeden dzień. 

Must have nr 1 – okulary lub soczewki 

Jeśli masz jakąkolwiek wadę wzroku, to noszenie do pracy przy komputerze okularów czy soczewek jest koniecznością i nie ma tu żadnej dyskusji. Nawet jeśli nie masz wady wzroku (zazdroszczę), to warto zaopatrzyć się w okulary zerówki z antyrefleksem. Wielogodzinna praca przy komputerze, a na deser oglądanie seriali Netflixa czy surfowanie po sklepach internetowych w poszukiwaniu okazji – znasz ten scenariusz? To sytuacje, gdy szkła z antyrefleksem, nawet jeśli nie masz wady wzroku, mogą się przydać. Czym jest antyrefleks w szkłach i czemu służy? Nadrzędnym jego zadaniem jest ochrona przed promieniowaniem z monitora komputera lub laptopa. Powłoka z antyrefleksem eliminuje odbicia, wyostrza obraz, zapobiega przemęczaniu się oczu. 

Modnym i nośnym ostatnio tematem jest szkodliwy wpływ niebieskiego światła, emitowanego m.in. przez monitory, laptopy czy telefony oraz oświetlenie LED. O co chodzi? Niebieskie światło jest szkodliwe dla wzroku i powoduje nieprzyjemne uczucie suchości oka, pieczenie i łzawienie. W dłuższej perspektywie nieodwracalne zmiany i trwałe uszkodzenie wzroku. Innym skutkiem działania niebieskiego światła jest zaburzenie rytmu domowego i bezsenność – jeżeli przed snem scrollujesz Instagram czy Facebook, a potem nie możesz zasnąć, to winić za to możesz właśnie niebieskie światło ze smartfona. 

Rozwiązanie? Można sprawić sobie szkła ze specjalną powłoką antyrefleksyjną, która neutralizuje niebieskie światło. Inny pomysł to ban na korzystanie z urządzeń emitujących takie światło przed snem. Jeżeli nie możesz się przed tym powstrzymać (ja też), to pobierz na telefon aplikację, która zmienia barwę wyświetlacza z zimnej tonacji na ciepłą, a także przyciemnij ekran. 

Must have nr 2 – kalendarz, planner, karteczki post it

W jednej z poprzednich firm otrzymałam od szefa złotą radę: zapisuj wszystko, bo potem zapomnisz. Od tego czasu, a upłynęło już kilka lat, skrzętnie notuję. Wnioski w trakcie lub po rozmowie przez telefon z klientem czy spotkaniu wewnętrznym z członkami zespołu – zawsze zabieram ze sobą zeszyt i długopis lub notuję na laptopie w pliku tekstowym. Nawet jeżeli wydaje ci się, że masz pamięć absolutną, to przy kumulacji liczby zadań i kurczących się terminach w nerwach zawsze może coś umknąć. Prostą, psychologiczną prawdą jest, że intuicyjnie chcemy zminimalizować ryzyko błędu czy porażki, a strach lub stres obniżają naszą efektywność. Trzymanie się terminów to nic trudnego – warto skorzystać z wszelkich dobrodziejstw, jakie są dostępne na rynku, by być panem/panią swojego czasu. 

Najbardziej podstawowa forma kalendarza to narzędzie Gmaila. Planner? W zależności od osobistych preferencji może być w wydaniu papierowym lub wirtualnym. Narzędzi, programów i aplikacji do planowania czasu i rozpisywania harmonogramu zadań jest całe mnóstwo. W pracy specjalisty od contentu – jak na prawie każdym innym stanowisku – trzymanie się terminów to absolutny must have. 

Istnieje również cała masa programów do zarządzania zadaniami – np. Trello. Atutem tego rodzaju rozwiązań jest możliwość ustawiania terminów i przypomnień. Masz do końca tygodnia wysłać klientowi paczkę z opisami produktowymi? Ustaw sobie przypomnienie na 2 dni przed deadline’em. Przypomnienie przyjdzie ci na maila i wirtualnie “szturchnie”, że za dwie doby trzeba dopiąć do końca ten projekt. 

Samoprzylepne, żółte karteczki występują w staromodnym, papierowym wydaniu lub też wirtualnym (np. popularna aplikacja Windowsa Sticky Notes). O ile jest ich rozsądna liczba – bardziej pięć niż pięćset – to kolejny skuteczny sposób, by pamiętać o upływających terminach i konkretnych zobowiązaniach. Podobnie jak odręczne skreślanie z to-do listy kolejnych, zrealizowanych pozycji, również odklejanie przeterminowanych karteczek to znak, że praca daje widoczne, namacalne efekty i coś zostało zrobione do końca. 

Must have nr 3 – słuchawki

Słuchawki to kolejny nieodłączny atrybut specjalisty od contentu. Dlaczego? Niewielu moich znajomych po fachu potrafi pracować w głośnym biurze pełnym ludzi. Podczas pisania potrzebne jest skupienie i odcięcie się od różnego rodzaju bodźców, a słuchanie rozmów współpracowników czy negocjacji telefonicznych z wkurzonym klientem to ostatnie, o czym wtedy marzę. 

Osobom leniwym polecam słuchanie gotowych playlist – na YouTube’ie jest niemal nieograniczona ich liczba, kilka przykładów: 

  • Wesoła muzyka pop do pracy,
  • Muzyka relaksacyjna, 
  • Muzyka do pracy, nauki, koncentracji, 
  • Najlepsza muzyka do pracy w biurze,
  • Najlepsza muzyka do pracy aktywna i szczęśliwa,
  • Odgłosy natury: potok, strumyk, śpiew ptaków.
  • Dźwięki przyrody,
  • Dźwięk deszczu. 

Nie samym YouTube’em żyje specjalista od contentu – do wyboru jest znacznie więcej serwisów: Spotify, SoundCloud, Deezer, Tidal i wiele, wiele innych. Podczas pracy można słuchać muzyki (z wokalem lub bez – np. muzyki klasycznej czy wspomnianych wyżej dźwięków przyrody), podcastów, radia, koncertów czy audiobooków. Osobiście preferuję nagrania z koncertów, całe albumy konkretnego artysty lub sety DJ-skie z SoundCloud, ale z pewnością każdy ma innych faworytów. Zdecydowanie nie polecam słuchania muzyki śpiewanej po polsku, bo bardzo rozprasza. Szczególnie piosenki, których teksty dobrze znamy, są bardzo absorbujące i przeszkadzające. Jeśli chodzi o poziom dźwięków, to nie zalecam głośności 10/10 i całkowitego odcięcia się od świata – warto zawsze trzymać rękę na pulsie i obserwować najbliższe otoczenie, czy nie dzieje się jakiś pożar do pilnego ugaszenia (dosłowny lub metaforyczny). 

Must have nr 4 – światło

Odpowiedni poziom światła wiąże się bezpośrednio z punktem pierwszy na liście niezbędników każdego specjalisty od contentu, ale również reprezentantów innych dziedzin: od pozycjonowania stron aż po kodowanie. Przepisy BHP dość precyzyjnie regulują kwestię, jak powinno wyglądać stanowisko pracy. Dlaczego to takie ważne? Stanowisko pracy, w którym oświetlenie jest na niewystarczającym poziomie, męczy oczy, czego skutkiem jest obniżony poziom wydajności w pracy. Takie długotrwałe działanie doprowadzić może nawet do nabycia lub pogłębienia się już istniejącej wady wzroku. 

W pracy na etacie szef powinien zadbać o komfort pracowników, a co w sytuacji, gdy sami sobie jesteśmy szefami i pracujemy na własny rachunek, pracujemy z domu lub robimy dodatkowe zlecenia poza biurem? Wówczas wystarczy trzymać się kilku zasad, by praca przy odpowiednio oświetlonym stanowisku była czystą przyjemnością. Zdaniem ekspertów od BHP (i nie tylko) najkorzystniejszym rodzajem światła jest oświetlenie naturalne. Nie zawsze jednak jest możliwość, by korzystać wyłącznie z tego rodzaju światła. Światła sztucznego nie ma co demonizować, bo też ma swoje zalety – m.in. możliwość kontrolowania jego poziomu, a także skierowanie go do konkretnego punktu, np. na twoje biurko. 

Poza górnym światłem stanowisko pracy doświetlić można przy pomocy dodatkowej lampki, której snop będzie padał z góry np. na klawiaturę lub blat biurka. Optymalna odległość lampki od naszego wzroku to 30 centymetrów. Doświetlić można również ścianę za laptopem, monitorem i biurkiem. Dla ludzkiego wzroku lepsze i mniej męczące oczy światło to takie w ciepłej tonacji. Więcej informacji o niebieskim świetle znajdziesz w punkcie pierwszym tego tekstu. 

Must have nr 5 – uziemienie

Halo, baza! Za tobą 300 opisów gadżetów reklamowych i nie wiesz, czy nazywasz się Kowalski czy może Inspektor Gadżet? W takich sytuacjach potrzebne jest UZIEMIENIE. Uziemienie to – podając za Wikipedią – przewód wykonany z przewodnika łączący ciało naelektryzowane z ziemią. W wyniku połączenia ciało naelektryzowane oddaje lub przyjmuje odpowiednią liczbę ładunków ulegając zobojętnieniu (staje się elektrycznie obojętne).

Jak – bez przewodów, kabli i prądu – uzyskać owo zobojętnienie na stanowisku specjalisty od contentu? Podstawa to odrobina oddechu i odpoczynek od komputera – twoje oczy, plecy i umysł będą wdzięczne. Po domknięciu dużego projektu – np. wspomnianej już paczki z 300 opisami – możesz się troszeczkę poobijać. Nie mówię tu o bumelowaniu 3 dni, ale 30-60 minut relaksu będzie jak najbardziej ok. Zasługujesz!

Jeśli sytuacja (lub szef za plecami) na to pozwalają, to 10-15 minut z ulubioną muzyką i przekąską też pomogą skutecznie rozładować napięcie. Robota dosłownie pali się w rękach, a wszystkie terminy były na wczoraj? Po zamknięciu wielkiego i wyczerpującego projektu dla odmiany zajmij się czymś mało ambitnym. Na pewno na liście twoich zadań, być może na szarym jej końcu, znajdują się takie mityczne rzeczy NA NIGDY. Przykład? Przegląd bazy tysiąca zdjęć podłóg i usunięcie z nich duplikatów. To jest właśnie czas na to zadanie – wybiła godzina shit tasków.